sebastian karpiel bułecka matka

11K likes, 238 comments - sebastiankarpielbulecka on July 27, 2022: "Moja kochana córunia Antoninka ️ obchodzi dzisiaj 7-me urodziny. Każdego dnia dziękuje Bog" Sebastian Karpiel-Bułecka - choroba. Ostatnio muzyk wziął udział w kampanii "Zobacz człowieka", mającej na celu społeczną normalizację zaburzeń psychicznych. Sebastian Karpiel-Bułecka, jak mówi, robi to dla innych chorych, bo sam miał problem z przyznaniem się swoich zaburzeń lękowych. Jak utrzymuje „Na Żywo”, po narodzinach drugiego dziecka Sebastian Karpiel-Bułecka (40 l.) i jego ukochana Paulina Krupińska (29 l.) staną przed ołtarzem. Ale wesele urządzi im nie matka Czy Sebastian Karpiel-Bułecka jest bratem Stanisława Karpiela-Bułecki? Choć Staszek często mówi o Sebastianie "brat", to tak naprawdę okazuje się, że Staszek jest dla Sebastiana bratankiem. Bo ojciec Staszka jest bratem Sebastiana. Ojcem Stanisława Karpiela-Bułecki jest Jan Karpiel-Bułecka, znany zakopiański skrzypek i architekt, a Share: Jan Karpiel-Bułecka is a musician, dancer, storyteller, organizer of folk cultural activities, and a populariser of Goral folklore. He is also an architect and advocate of the preservation and maintenance of the regional style of the Tatra region. He was born in 1956. Karpiel-Bułecka is regarded as the most versatile contemporary Sebastian Karpiel- Bułecka dołączył do grona celebrytów, którzy postanowili się trochę pozwierzać Żurnaliście. Jak mówi, że jest matka roku najlepsza namądrzejsza wyrocznia tzn soal matematika kelas 1 sd semester 2. Na spotkanie w centrum Warszawy spóźnia się ponad pół godziny. Ale gdy już dociera na miejsce, jest tak przejęty, że nie sposób się na niego gniewać. Już po chwili przekonuję się zresztą, że warto było czekać. Jest błyskotliwy, dowcipny, a przede wszystkim zaskakujący. GALA: Czujesz się atrakcyjny? SEBASTIAN KARPIEL-BUŁECKA: Jeśli chodzi o wygląd, nie umiem tego ocenić. A wewnętrznie staram się być... GALA: Na czym te starania polegają? Na byciu mądrym. I dobrym. GALA: A bycie mądrym i dobrym na czym polega? Na podejmowaniu decyzji, które prowadzą człowieka w odpowiednim kierunku. Mądry jest ten, kto prócz końca własnego nosa potrafi dostrzec innych i ich potrzeby. Bo tak naprawdę tyle jesteśmy warci, ile możemy dać drugiej osobie. Odczuwam wielką satysfakcję, gdy coś dla kogoś zrobię, w czymś pomogę. Głęboko wierzę, że pomaganie innym ma sens. I to nie jest żadne kadzenie. Głupkiem dla mnie jest narcyz i egoista. GALA: Mówisz to z pasją. Podobno u innych najbardziej drażnią nas te cechy, które próbujemy w sobie zwalczyć. Może więc jesteś ukrytym egoistą? Zawsze miałem skłonność do tego, żeby koncentrować się tylko na swoich problemach. Uważałem je za najważniejsze na świecie. Byłem skupiony na tym, by to mnie było dobrze i żebym szedł przez życie wygodnie. Nie myślałem o rodzinie, która od sześciu lat mieszka w Chicago. Zdarzało mi się zapominać o moich najbliższych w chwilach, w których bardzo mnie potrzebowali. Od tamtej pory się zmieniłem, ale tak naprawdę cały czas ze sobą walczę. GALA: Czego żałujesz? Żałuję tego, co każdy - że kiedyś nie miałem takiego rozumu. Ale to jest naturalne. Człowiek do wszystkiego musi dojść sam, metodą prób i błędów. Czasem musi się też sparzyć. Patrzę na 16-letniego syna kolegi z zespołu i nogi się pode mną uginają. Jak sobie przypomnę siebie w jego wieku i to, co wyprawiałem... Co moja mama musiała przeżywać. Bała się, że zmarnuję sobie życie. Bała się, że źle skończę. Mam jednak nadzieję, że jej to wynagrodziłem. Udało mi się skończyć studia architektoniczne. To było jej wielkie marzenie. GALA: Co takiego wyprawiałeś? Byłem łobuzem. Piłem. I nie chodzi o lampkę wina. Dawałem klasyczną banię. GALA: Na czym polega klasyczna bania? Na tym, że człowiek się upija. Czasem urywał mi się film, czasem piłem przez kilka dni z rzędu. GALA: Wpadałeś w cug alkoholowy? Graliśmy głównie w knajpach. Pojawiał się alkohol. Wieczorem zaliczałem więc banię, rano wstawałem, znowu graliśmy i znów bania. To było niebezpieczne. Ludzie z mojego otoczenia nie wróżyli mi dobrej przyszłości. Twierdzili, że nadaję się do leczenia. Jakoś się wyprostowałem. GALA: A jak sobie teraz radzisz?… Nie mam już do tego zdrowia. Kiedyś człowiek rano wstawał, otrzepał się i poszedł dalej. Teraz na drugi dzień umieram. Dlatego już się nie upadlam. Nie czuję takiej potrzeby. GALA: Nie chcesz opowiadać o swoim życiu prywatnym ani o partnerce… Nic nie poradzę. Nie należę do tych, którzy muszą obwieścić całemu światu, że kogoś kochają. Dla mnie ta sfera jest bardzo intymna, tylko moja. I niech tak zostanie. GALA: Skoro to dla ciebie temat tabu… Nie chodzi o to, że to jest jakieś tabu. Jestem przeciwnikiem afiszowania się z uczuciami. Ale kto wie? Może kiedyś to się zmieni? Może przyjdzie w moim życiu taki czas, że też będę chciał się podzielić z ludźmi tym, że kogoś kocham? W końcu tylko krowa nie zmienia zdania. GALA: To niesamowite, że unikasz pytań o związek, ale z tego, co wiem, nie masz problemów z rozmową o seksie. No ale jaki to wstyd? Bardzo ważne jest, by nie oddzielać seksu od miłości. To się dla mnie liczy. GALA: Nigdy nie zdarzyło ci się uprawiać seksu bez miłości? Nie. I nigdy mi się nie zdarzy. GALA: Nigdy nie mów nigdy… Wiem, ale taki mam plan. Tak bym chciał żyć. Gdybym postępował inaczej, czułbym niesmak. Fajnie jest kochać się z kimś, do kogo coś czujemy, bo wtedy wszystko się zazębia. I ma sens, daje siłę. Myślę, że ludzie, którym kiedykolwiek zdarzyło się kochać bez miłości, prędzej czy później żałują. GALA: Kobietom rzeczywiście trudno jest oddzielić seks od miłości, ale mężczyźni rzadko mają z tym problem. Wiem, ale ja akurat tak nie mam. Może dlatego, że wychowywałem się bez ojca. Może to bierze się stąd, że moja mama wpoiła we mnie pewne wartości, które teraz wyrażają się w moim stosunku do seksu i miłości. GALA: Masz żal do ojca, że nie było go, gdy dorastałeś? Miałem. Jak każdy normalny chłopak potrzebowałem ojca, ale musiałem sobie dawać radę bez niego. Ale dorosłem do tego, by skończyć z tym żalem. Tak jest lepiej. GALA: Mama nauczyła cię, jak należy postępować z kobietami? Na pewno się starała. Uczyła mnie, jak traktować kobiety, jak się do nich odnosić i jak z nimi postępować. Głównie chodziło o szacunek - wpajała mi to od dziecka. Ale ponieważ nie było ojca, to nie widziałem, jak relacje między kobietą a mężczyzną powinny wyglądać. To była totalna trudność! Do wielu rzeczy musiałem dochodzić sam. Na pewno popełniłem tysiące gaf. Zresztą cały czas się uczę. Z kobietą tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co zrobić, żeby było dobrze. Czasem człowiek się stara i już mu się wydaje się, że jest ok, a zaraz potem okazuje, że wcale nie, bo jej chodziło zupełnie o coś innego. GALA: Podobno całkowite porozumienie między kobietą i mężczyzną jest niemożliwe… W związku bardzo potrzebny jest kompromis, wyrozumiałość. Nie należy też brać wszystkiego do siebie. GALA: I kto to mówi! Mężczyzna, który przeżywa każdą kłótnię z partnerką. To prawda. Jestem emocjonalny, niektórzy twierdzą nawet, że nadwrażliwy. Do tego stopnia, że z powodu kłótni potrafię przez dwa dni nie jeść, co nie jest dobre, bo cierpię, a tak naprawdę niczego to nie zmienia. W dodatku jestem wybuchowy. Jak się wkurzam, to używam brzydkich słów. W ten sposób się rozładowuję. Pokrzyczę i za chwilę mi przechodzi. GALA: Dobrze, że nikogo nie bijesz. Biję siebie. Zwykle ze złości uderzam się w udo i potem mnie boli. GALA: Zdarzyło ci się kiedyś płakać przez kobietę? Płakałem, gdy czułem się bezradny. Robiłem wszystko, aby było dobrze, a nic się nie udawało, legło w gruzach i nie miałem żadnych argumentów, żeby to jakoś posklejać. Ludzie nie powinni się ranić. GALA: Kiedy zamierzasz założyć rodzinę? To przecież twoje największe marzenie. To prawda. I walczę, żeby tę rodzinę mieć, żeby mieć dom, w którym ktoś będzie na mnie czekał. To jest podstawa egzystencji. Bez tego wiele rzeczy nie ma sensu. GALA: Nawet granie? Nawet. Powrót do pustego pokoju w hotelu to jest dramat. GALA: Mimo to postawiłeś na muzykę i Zakopower podbił serca słuchaczy. Bardzo się z tego cieszę, ale z drugiej strony tęsknię za rysowaniem. Otworzyłem pracownię, która nazywa się Zakopower Projekt. Właśnie skończyłem projektować dom dla przyjaciela Wojtka Topy. Gra ze mną w zespole. GALA: Jaki to dom? Połączenie tradycji z nowoczesnością. Udało mi się nowoczesne rozwiązania architektoniczne powiązać z tradycyjną góralską formą. Jestem zadowolony. Myślę, że jeśli chodzi o architekturę, tą drogą chciałbym iść dalej. Ale też nie będę zamykać się na inne koncepcje. GALA: Da się pogodzić muzykę z architekturą? Potrzeba dużo samozaparcia. Gdy mamy koncerty, jest trudniej. Ale często, gdy wracam, nie mam nic do roboty. Wtedy mogę usiąść i rysować. Super odskocznia. Zapominam o graniu, o harmidrze, podróżach, bo rysowanie, podobnie jak granie, jest zajęciem kreatywnym. Architektura i muzyka to pokrewne dziedziny sztuki, obydwie zajmują się budowaniem przestrzeni wokół człowieka. GALA: Co chętnie projektujesz? Duże kubatury w krajobrazie, który trzeba uszanować i podkreślić jego wartość i piękno. Dla mnie takim wyzwaniem była moja praca dyplomowa. Miałem zaprojektować aqua park na Butorowym Wierchu. To mnie naprawdę kręci. GALA: Często jesteś w Tatrach? Tam jestem u siebie, więc jeżdżę tak często, jak tylko się da. Zakopane mnie wycisza i gasi emocje. Na problemy, które wydawały mi się nie do ogarnięcia w Warszawie, umiem w domu spojrzeć z boku i nabrać do nich dystansu. GALA: Skąd się wziął twój przydomek rodowy: Bułecka? Moja prababcia leżała w szpitalu. Jej mama, czyli moja praprabacia pracowała wtedy w piekarni i codziennie przynosiła jej bułki. Bułka była wtedy rarytasem, ponieważ na Podhalu panowała bieda. Koleżanki prababci, które leżały z nią w jednej sali, nazwały ją Bułecka. Ten przydomek przylgnął do całej naszej rodziny. Na Podhalu mieszka wiele osób, które noszą to samo nazwisko, a nie są ze sobą spokrewnione. Przydomki pozwalają rozróżnić rody. autor: Anna Zakrzewska Nr 51-52/2007, od 17 do 28 grudnia Sebastian Karpiel-Bułecka nigdy nie ukrywał swojego przywiązania do swojej góralskiej rodziny. Szczególnie silne więzi łaczą go z mmą. Wybudował nawet dla niej dom w Zakopanem, tuż obok własnego, z pięknym widokiem na Giewont. Ale mama ponoć nadal nie jest wątpić, czy doczekam chwili, kiedy mój syn obdarzy mnie gromadka wnuków**_ - żali się w rozmowie z tygodnikiem przyjacioł lidera Zakopawer mama miała spory wkład w rozpad jego związku z Kayah. Związek z mężatką był dla niej absulutnie nie do przyjęcia. Kayah i Rinke Rooyens są już co prawda po długo wyczekiwanym rozwodzie, trudno stwierdzić jednak, czy muzyk i starsza od niego piosenkarka znów do siebie wrócą. Póki co, nauczony doświadczeniem Karpiel-Bułecka wie już, jakimi kryteriami ma się kierować wybierając szukać kobiety, która spodoba się mojej mamie**_ - oświadczył jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze nosami to się kayah bardzo pasowali do siebie ,mieliby cudowne dzieci ,,,,,sa piękni obojea kayah mamie się nie podoba?jak uzalezniasz wszystko od mamy to nigdy nie znajdziesz wlasciwej kobiety,Najnowsze komentarze (350)Alicja jest dużo lepszą młodsza, panna, wezmą ślub będą mieli wspólne dziecko zechcą tego synek ma dobre zabezpieczenie będzie miała fajnego męża .Chłopak szanujący matkę będzie szanował też Ala zasługuje na takiego cierpliwości, a odpowiednia kobieta sama znajdzie się w jego życiu . Z uczuciami nie ma kompromisu i zastępników. Miłość albo jest albo jej nie ma . Myślę że jak mama zobaczy MIŁOŚĆ to zaakceptuje każdy wybór. Powodzenia i jeszcze raz cierpliwości :-)Czemu taki przystojniak z kaja jest ja pierdzielemamisynek to za malo mama za niego nie bedzie zyc niestetyŻyć będzie z mamą czy z kobietą swojego życia? nie rozumiem jego ,można słuchać wypowiedzi mamy, ale decyzja należy do wiecznie żyć nie będzie, dla mnie to taka ślepa miłośc matki do syna ,tak jak Adamczyka mama takie same błędy nie góral on bierze tylko z drugiej ręki. Teraz ma Gardiasowa która jeszcze się nie rozwiodła!!!Oh joh dajcie żyć człowiekowi! Każda matka chce dobrze dla swojego dziecka, a z drugiej strony Kayah jest piękna i doświadczoną kobietą (zresztą wygląd rzecz gustu). Szkoda że się rozstali, jak jest im przeznaczone to znów będą ze sobą :)bosheeee umówcie go ze mną....schrupałabym jak boczek:D....ehhh fajny facet z niego..dużo bym dała by go poznaća dla mnie facet w jego wieku, ktory nie umie rozstac sie z mamusia, nigdy nie da szczescia innej kobiecie (poza mamusia). ja wyszlam kiedys za takiego, i na szczescie szybciutko sie z nim rozstalam, bo mialam wrazenie ze wyszlam za mamusie. Szkoda go, wydawal sie bardziej samodzielny. Ma szczescie Kaja ze sie facet!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! fot. ONS Dzieciństwo... to najszczęśliwszy czas w moim życiu. Kościelisko, dom dziadków, dwa pokoje. Co wspominam? Pracę, ciągłą pracę. Mieliśmy hektar pola. W lecie nie wyjeżdżałem na wakacje jak dzieci z miasta, tylko grabiłem siano. Tak już jest na wsi. Byłem oczkiem w głowie babci. Kiedy mama się ostro złościła, ona zawsze stawała za mną. Miała wielu wnuków, ale to ja z nią mieszkałem. W grudniu prowadziła mnie o świcie na roraty. Fajnie było, szliśmy sobie za rękę. Wiara... Tak, jestem wierzący, to mi odpowiada. Daje w życiu siłę i spokój. Do wielu rzeczy podchodzę naturalnie, choćby do śmierci. Bo nic się nie kończy, idziemy dalej. Obydwoje dziadkowie zmarli przy mnie. Nie w szpitalu, tylko w tym domu, w którym żyli. Dziadek nagle, miał zawał. Babcia chorowała na nowotwór, cierpiała. Dużo z nią rozmawiałem. O czasach wojny, naszych koligacjach rodzinnych. To mnie pasjonowało. Gdy odeszła, tęskniłem. Pamiętam ten dzień bardzo mocno. Przybiegł wujek – brat mamy, babcia leżała w łóżku, wszyscy staliśmy nad nią, paliła się gromnica i ona przy nas o... rodzinie, więc ją sobie wymyśliłem. Sam jestem, mam tylko przyrodnie rodzeństwo. Starszych brata i dwie siostry. Że mieszkam bez ojca, przed dziećmi się nie przyznawałem. W podstawówce opowiadałem różne historie, o tym, jaki mój ojciec jest wspaniały. Jaki ma piękny samochód. Zmyślałem, żeby nie być inny. I gdzieś tam mieć choć namiastkę spełnionych marzeń. Nigdy nie widziałem, jak powinny wyglądać relacje między kobietą i mężczyzną w związku. Jak sobie radzę? Sam do wszystkiego dochodzę. Kiedy mi źle... płaczę. Mama mnie życia uczyła. Nigdy nie powiedziała: „Musisz być twardy, chłopaki nie płaczą”, więc się nie wstydzę łez. To ludzkie. Każdy ma do nich prawo. To to wrażliwa, delikatna osoba. Taka nawet za bardzo, martwi się wszystkim. Przez nią i ja taki jestem. Nie umiem do pewnych spraw podejść z dystansem. Kiedyś potrafiłem przejmować się każdym słowem moich kolegów. To było idiotyczne. Nikt mnie nie chciał zranić ani skrzywdzić. A ja w swojej głowie budowałem taką historię, że żaden horror by się jej nie powstydził. Walczę z tym. Każdy problem chcę szybko przegadać. Załatwić, zapomnieć. Nie dusić. Nie zamęczam się, nie zadręczam. Tak łatwiej żyć. Popatrz, mój tata. No, mogę całe życie użalać się nad sobą i mieć do niego pretensję. Ale mogę swoje życie poukładać tak, żeby nie powielić jego błędów. Co lepsze?Miałem siedem lat... gdy po raz pierwszy wziąłem skrzypce do rąk. Mama zaprowadziła mnie do sąsiada. Roman Gąsienica-Sieczka wychował wielu skrzypków na Podhalu. Jak mi coś pokazał, piłowałem to godzinami. Nie czułem, że palce bolały. Do szkoły muzycznej nie poszedłem. I dobrze. Tam jest rygor. A ja byłem wolny. Grałem w domu, na hali, w knajpie. Może dlatego tak muzykę kocham. Bo mogłem to robić, a nie musiałem. Ale na punkcie grania byłem zawsze zakręcony totalnie. Skrzypce... wymagają poświęceń. Trzeba ćwiczyć. Nie pograsz chwilę i już palce nie biegają po strunach jak powinny. Chciałem kiedyś wyrobić kartę taternicką. Trzeba było przejść ileś dróg w Tatrach. Zrezygnowałem po trzech. Człowiek wisi cały dzień na palcach. Tak puchły mi ręce, że nie mogłem grać. A grać chciałem. Przeżywałem okresy buntu... przeciwko muzyce. Rzucałem to, wykrzykując, że już mnie nie interesuje i nie będę grał. Zbierałem wtedy kasety z muzyką pop. Czego słuchałem? Strach mówić. Modern Talking, Bed Boys Blue. Skrzypce czasem leżały na szafie, ale jednak zawsze gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że do nich wrócę. Miałem szesnaście lat, gdy zacząłem na poważnie muzykować. Zostałem prymistą, pierwszym skrzypkiem w kapeli. Co wieczór koncert. Od knajpy do knajpy. Na lekcje nie trafiałem albo spałem w klasie. Za to zarabiałem dzięki muzyce. A kiedy przeciągnąłem już wszystkie struny i wylali mnie z technikum, pomyślałem: „O nie, wracam do szkoły”. Źle bym się czuł, jakbym nic nie umiał w życiu prócz grania. Maturę... zdawałem w wieczorówce. Potem bez przygotowania próbowałem zdać na architekturę w Krakowie, oblałem. Wyjechałem do to było dla mnie oczekiwanie na wielkie rodzinne spotkania. Pół mojej rodziny tam wyjechało, chrzestna matka, brat mamy. Jego już nie poznałem, zmarł miesiąc przed moim przyjazdem. No i był jeszcze mit Ameryki, ziemi obiecanej, mlekiem i miodem płynącej. Znałem to tylko z pocztówek. Przychodziły do domu. Na każdej wieżowce. Nowy Jork... zachwycił mnie. Ale reszta kraju wcale nie wyglądała tak pięknie jak na tamtych zdjęciach. Chicago. Same kurne chatki z tektury, bez gustu. Polacy mieszkają głównie w takich miejscach. W zamkniętych enklawach. Jeden góral drugiemu daje pracę. Na nic im nauka angielskiego. W polskim sklepie sobie kupią polskie ogórki i kiełbasę. Nawet „Tygodnik Podhalański”. W Ameryce grałem koncerty, przejechałem całe Wschodnie Wybrzeże. Trafiłem na Florydę. Poznałem tam emigrację z lat 70., 80., która już się czegoś dorobiła. Miałem taki przebłysk: „A może zostać? Tam zdawać na studia?”. Przeważyła miłość do Podhala. Ale podróżować lubię. To zmienia spojrzenie na świat. W zeszłym roku byłem w Maroku, Dubaju, Indiach, na Fogo, jednej z Wysp Zielonego Przylądka. Ale tylko w Polsce czuję się u siebie. W Ameryce mieszka teraz moja mama. Czasem ona dzwoni, czasem ja. Nie pytam, kiedy wróci. Architektura... zaparłem się na te studia. Zapisałem na rysunek na politechnice. I cały kolejny rok tam chodziłem. Za drugim razem się dostałem. Nie mam z tamtych czasów przyjaźni. Byłem trochę „odklejony” od reszty. Życie rozrywkowe, balangowe miałem już za sobą. Bo wyszalałem się, grając. Nie byłem dla ludzi z roku partnerem. Wiadomo, jak ktoś idzie na studia, urywa się z rodzicielskiego łańcucha, otwiera się przed nim świat. Kumple szli pić, a dla mnie to były dziecinne igraszki. Siedziałem sam w mieszkaniu. Przychodził piątek, wsiadałem w autobus z tabliczką „Zakopane”. Czasem w weekendy grałem z akademiku... spędziłem tylko chwilę. Nie chcę go pamiętać. Szary blok, pusta przestrzeń wokół, na drzewach wrony. Na szczęście poznałem kolegę, też z Podhala. Wynajmowaliśmy małe mieszkanie. Wspieraliśmy się, razem rysowaliśmy. Ależ tam był bałagan. Na podłodze leżała gruba warstwa rysunków, kalk. Kiedy zbliżała się sesja, nawet tego nie sprzątaliśmy. A po zaliczeniu pakowaliśmy wszystko do plastikowych worków i zaczynaliśmy od początku. Utrzymywałem się z muzyki. Bo nikt mi grosza nie dał. Kupiłem sobie komputer. Dzięki muzyce byłem niezależny. Mam lat... trzydzieści trzy. Cały czas rozliczam się z tego, w jakim jestem miejscu. Co już zrobiłem? Co się udało, co nie? Czego chcę? Często zdaję się na los. I chyba mam dużo szczęścia. Bo widzę, że sama ciężka praca nie zawsze wystarczy. Spotkałem na swojej drodze... ludzi, którzy mi bardzo pomogli. Najpierw Mateusza Pospieszalskiego. Miałem osiemnaście lat, kiedy zagraliśmy razem koncert w radiowej Trójce. To spotkanie przerodziło się w przyjaźń. Nadajemy na podobnych częstotliwościach, podobnie patrzymy na świat. Cztery lata temu powstało Zakopower. W domu u Pospieszalskich całymi tygodniami mieszkaliśmy z chłopakami z zespołu, przygotowując pierwszą i drugą płytę. Żona Mateusza gotowała obiady. Za nami przegadane, przepracowane noce. Dużo pięknych wspomnień. I chyba wspólny nie pamiętam. Na razie udało mi się przejść to życie bez upadków. Jak nawalałem, udawało mi się to naprostować. Na razie swoje błędy naprawiałem. W przyszłym roku, mam nadzieję, nagramy kolejną płytę. Teraz wychodzi nasze koncertowe DVD, ciekawy projekt, na którym poza Zakopower pojawiają się goście związani ze sceną jazzową, goście z zagranicy: z Kuby, z Konga. Czuję, że idę do przodu. Choć mojej muzyki nie puszczają w radiu. Czego bym chciał? Więcej rysować, rozwijać się architektonicznie. Nawet teraz w studiu nagraniowym mam otwartego laptopa i coś sobie jest czas na... rodzinę. Tak sobie myślałem. Ale teraz pochłonęła mnie muzyka. Zostawiam to losowi. Będzie, jak Pan Bóg zechce. Mama chciałaby, żebym poukładał sobie życie. Czeka na wnuki. Ostatnie słowo należy do mnie. Pogodziła się z tym. Dzieci... uwielbiam, kocham, mam z nimi totalny przelot. To działa w obie strony. Może sam jestem jeszcze trochę dzieckiem. A przez to szczęśliwym człowiekiem. Nie wolno zatracić w sobie dziecka, bo wtedy życie przestaje mieć sens. I robi się takie momenty, kiedy nie chciało mi się podnieść z łóżka. To się, z tego, co wiem, nazywa depresja. Gdy nic się nie chce. Bywało tak. Na szczęście długo mnie nigdy nie trzymało. Nikt mnie nie musiał z takiego dołu wyciągać. Sam przerywałem tę beznadzieję. Szedłem poćwiczyć na siłownię, na basen. Skąd to się we mnie bierze? Z nadwrażliwości. Pora roku tu nie ma znaczenia. Bywa piękna zima albo piękne lato i też mnie złapie. Wiem, że nie dzieje się w moim życiu nic, żeby aż tak reagować. A jednak. Wszystkim się strasznie przejmuję, denerwuję. Czasem występ nie jest tak dobry, jak mógłby, przez moje nerwy. Brak mi luzu. Ludzie myślą, że jestem... odważny, otwarty. Takie sprawiam wrażenie. Nikt nie wie, co dzieje się we mnie w środku. Kiedy jedziemy w trasę i gramy siedem, osiem koncertów w miesiącu, chudnę trzy, cztery kilo. Bo każdy występ na scenie jest totalnym wysiłkiem. I zanim wyjdę, staczam wewnętrzną walkę. Jestem wstydliwy. Bywają takie dni, kiedy śpiewając, zamykam oczy. Nie dlatego że wczuwam się w muzykę, tylko spojrzeń się tak krępuję. Zawstydzają mnie. Zawsze się przed koncertem napiję. Nie daję jak kiedyś „bani”, ale się napiję. To jest mi potrzebne. Pomaga śpiewać. Łyk czegoś mocnego rozgrzewa struny się... w Beacie. W podstawówce. Nosiłem za nią teczkę. Teraz o uczuciach wolę milczeć. Mogę o nich śpiewać, łatwiej. Jestem nieśmiały. U kobiety szukam urody, mądrości, polotu, wszystkiego po trochu. Nie lubię przeciętności. Kobieta musi mieć osobowość. Wtedy jest wyzwaniem. Wtedy czasem iskrzy. Bez miłości... życie nie ma sensu. W każdym aspekcie. Jeśli robisz coś, ale tego nie kochasz, nie robisz tego dobrze. Jeśli grasz, ale nie wkładasz w to serca, to granie jest jałowe. Niczego nie ma bez mi się, że... spacerowałem z Bobem Dylanem i rozmawialiśmy o muzyce. Bardzo miły sen. Skończyłem właśnie czytać jego biografię. W Warszawie... dwa lata temu kupiłem mieszkanie. Tu pracuję. Przywiozłem tylko kołdrę i poduszkę. Reszta już była. Jak tylko wszedłem tam, zobaczyłem ciemną egzotyczną podłogę, duże okna, dużo światła. Ściany nie były wymalowane na różowo (śmiech). Powiedziałem: niech będzie. Nie zwracałem uwagi na widok z okna. Jaki on może być w Warszawie? Oczywiście są i ładne miejsca – Łazienki, no i na Pradze jest taka plaża, a z niej piękny widok na Stare Miasto. Gdy mam wolne... staram się jechać w góry. Wsiadam w samochód, po drodze słucham jazzu, czasem klasyki, jak złapię coś w radiu. Pójdę w Dolinę Strążyską, pod sam Giewont. Tam jest taka mała herbaciarnia, gdzie można naprawdę odpocząć. Podhale jest bardzo gościnne. Pójdziesz do kogoś, to on wyciągnie na stół wszystko, co ma najlepszego. „Gość w dom, Bóg w dom”, tak byłem nauczony. W Warszawie nikt do mnie nie wpada. Każdy jest tu zajęty. Dom moich marzeń jest w górach. Kończę projekt. Najpierw chcę wybudować nieduży, nawet stu metrów nie będzie, dla ciotki i mojej mamy, jak kiedyś wróci ze Stanów. A obok stanie drugi. Dla sodowa... nie uderza mi do głowy. Najpiękniejszy? Staję przed lustrem i hm, czasem jak noc zarwę, to widzę Nosferatu – wampira (śmiech). Czy dbam o siebie? Dyskusyjne. Kremu do twarzy używam, jak mam, nigdy sam nie kupiłem, ale czasem dostaję w prezencie. Perfumy lubię, fajnie jest dobrze pachnieć. Nie tylko koniem i Raczej twardo chodzę po ziemi. Trzeba mieć świadomość, jak wszystko jest ulotne. Dziś jesteś, jutro cię nie ma. To się w tej branży często zdarza. Kariera, która polega na robieniu skandali, nie dla mnie. Ale nie będę za to Monika KotowskaJuż 3 kwietnia ukaże się najnowsza płyta Sebastiana Karpiela-Bułecki „Zakopower koncertowo”.

sebastian karpiel bułecka matka